„Gdy przyjaciel odchodzi.” – Marcin Korowaj

Wywiad ukazał na portalu Deon.pl

 Gdy przyjaciel odchodzi.

Bycie w relacji przyjacielskiej sprawia, że czujemy się ważni i potrzebni dla drugiej osoby. I nagle to wszystko znika i nigdy się już nie powtórzy…

Marta Jacukiewicz: Przyjaźń jest szczególną więzią. Przyjaciel to ktoś wyjątkowy. Ktoś, kto zna nas bardzo dobrze. I nagle, w codziennym zabieganiu dostajemy wiadomość, że nasz Przyjaciel nie żyje…

Marcin Korowaj: Tak, przyjaźń możemy nazwać szczególną więzią, w której ludzie obdarowują siebie  akceptacją, zaufaniem, wsparciem, pomocą w trudnych chwilach. Bycie w relacji przyjacielskiej sprawia, że czujemy się ważni i potrzebni dla drugiej osoby, ale też mamy poczucie, że ten ktoś potrzebuje nas. Przyjaźń to wspólny czas, śmiech, smutek, wspólne wspomnienia. I nagle to znika i nigdy się już nie powtórzy…

Nagle i nasze życie się zatrzymuje… Niedowierzanie, żal, złość, płacz… Zwykle w takich momentach słyszymy: “Taki młody, mógł jeszcze żyć…”. Takie słowa pocieszenia mogą sprawić jeszcze większy ból.

W takich sytuacjach pierwszą reakcją jest niedowierzanie czy zaprzeczanie, że nasz przyjaciel nie żyje.  Nie dopuszczamy do siebie, swojej świadomości, tego co się stało – chcemy żeby to nie była prawda.  Później pojawia się złość. Zadajemy sobie pytanie “Dlaczego on?”, “Dlaczego to się stało?”, “Jaki to ma sens?”. Najczęściej te pytania pozostają bez odpowiedzi. Szukamy wyjaśnień i zrozumienia. Kierujemy swoją złość na innych, na Boga, na siebie. Często nasi bliscy, znajomi próbują nas pocieszyć, podtrzymać na duchu (a przynajmniej tak im się wydaje, że to robią). Próbują sprawić, aby cierpienie zniknęło mówiąc “Taki młody, mógł jeszcze żyć …”. Te słowa mogą uświadamiać nam jeszcze bardziej jaka stratę ponieśliśmy. Zastanawiamy się co byłoby jeszcze przed nami. Częstymi słowami, które nie pomagają są również “Musisz się wziąć w garść”, “Czas leczy rany” lub “Jesteś młoda/dy musisz żyć”. Takie słowa nie sprawią, że osoba w żałobie poczuje się lepiej czy będzie jej lżej. Takie zwroty padają bo bardzo często boimy się mówić o śmierci.

Poprzez śmierć przyjaciela lub osoby bliskiej, doświadczamy wielkiej straty wszystkiego co wiązało się z tą osobą- straty ważnego kawałka naszego życia, z czym związany jest duży ból.  To tak jakby wyjąć jedno koło zębate z mechanizmu zegarka. Reszta kół przestaje funkcjonować  sprawnie, co powoduje, że zegarek przestaje dobrze działać. Strata tworzy ranę, która powoduje ból. Jeśli zostawimy ranę i nie będziemy próbować jej opatrzyć, prawdopodobnie ból będzie się stale nasilał i rana będzie się wolno goić. Opatrzeniem rany po stracie będzie przeżywanie żałoby w postaci akceptacji własnych emocji, nie odrzucaniu ich, wyrażaniu i nazywaniu ich oraz płakaniu jeśli ma się taką potrzebę. Dlatego też najlepszym sposobem na pomoc w sytuacji żałoby jest bycie przy danej osobie oraz wysłuchanie jej z pełną akceptacją tego co przeżywa. 

Czasem mamy żal sami do siebie, że nie mogliśmy być przy naszym przyjacielu w ostatnich dniach czy godzinach jego życia. Ten żal mimo upływu czasu nie ustaje. Co jest przyczyną takiego zachowania?

Często takie myślenie pojawia się w sytuacji gdy nasz przyjaciel długo choruje, czy leży w szpitalu, a my akurat w chwili śmierci byliśmy w innym miejscu. Po takiej sytuacji mamy poczucie winy, że zawiedliśmy, że nie pożegnaliśmy się, że mieliśmy jeszcze tyle do powiedzenia i że już nigdy więcej nie będziemy mogli tego nadrobić.  Zdarza się też tak, że boimy się towarzyszyć w ostatnich chwilach życia naszego przyjaciela. Pojawia się bezradność wynikająca z tego, że nie nie jesteśmy w stanie nic z tą sytuacją zrobić. Możemy również przyjąć myślenie życzeniowe, które polega na przekonaniu, że jak udamy, że wszystko jest w porządku to sytuacja problemowa zniknie.  Bardzo dobrze opisuje taką sytuację E.E. Schmidt w swojej najsłynniejszej powieści “Oskar i pani Róża”. Autor pokazuje strach rodziców, którzy unikają rozmowy o śmierci ze swoim umierającym dzieckiem.

W takich momentach niekiedy mamy wyrzuty sumienia, że zbyt mało czasu poświęciliśmy tak wyjątkowej osobie. A może nie zdążyliśmy powiedzieć jak ważne miejsce zajmuje w naszym życiu… Jak radzić sobie z takimi wyrzutami i myślami?

W takich sytuacjach warto pamiętać, że mamy prawo się bać. Jest to naturalne, że pojawia się strach czy bezradność. Warto też pamiętać,  że przeszliśmy długą i wyjątkową drogę wspólnie z naszym przyjacielem i to ona jest najważniejsza.  Żaden moment nie jest dobry na pożegnanie, gdyż nie chcemy dopuścić do naszej świadomości, że tracimy ważną dla nas osobę.  Moim zdaniem nie da się przygotować na odejście bliskiej nam osoby, nawet posiadając wiedzę o nieuchronności takiego zdarzenia. Gdy pojawia się poczucie winy i utrzymuje się przez długi czas, warto skorzystać z pomocy terapeuty, który pomoże nam zobaczyć własne emocje i spróbować je wyrazić, zmierzyć się z nimi oraz przyjrzeć się nim.

Mimo, że od śmierci naszego przyjaciela mijają kolejne miesiące, lata – nam wciąż ciężko pogodzić się z jego przedwczesnym odejściem. Powracamy do archiwum wiadomości czy SMSów. Czy jest to jeden ze sposobów na “zatrzymanie” tego człowieka?

Takie zachowanie może się pojawić w drugiej fazie w przeżywania żałoby, gdy występuje tak zwana dezorganizacja emocjonalna. Chodzimy do miejsc gdzie wspólnie bywaliśmy, przeglądamy wspólne zdjęcia, czytamy korespondencje czy wiadomości.  Jest to próba zatrzymania osoby, która odeszła. Jest to próba walki z nieodwracalnym, próba zaprzeczaniu rzeczywistości. Wtedy może pojawić się myślenie, że przyjaciel tylko wyjechał, zaraz wróci i wszystko będzie jak dawniej.  Taki stan może trwać jakiś czas, aż do kolejnej fazy żałoby, która charakteryzuje się przeżywaniem smutku, osamotnienia, depresji. Jeśli stan poszukiwania zmarłej osoby trwa lata i osoba nie przechodzi do fazy przeżywania smutku, warto rozpatrzyć zwrócenie się do terapeuty.  Tylko przejście przez cały proces żałoby prowadzi do akceptacji i pogodzenia się ze stratą- prowadzi do tak zwanego stanu równowagi.

Jakiś czas temu znalazłam cytat: “Ci, których kochamy nie umierają, bo miłość jest nieśmiertelna”. Zgodzi się Pan z tymi słowami?

Uważam, że osoby które obdarowujemy miłością stają się częścią nas jeszcze za życia. Mają wpływ na to jak postrzegamy różne obszary naszego funkcjonowania. Jak postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość, jak postrzegamy nas samych i jakich dokonujemy wyborów. Miłość polega na wymianie – dajemy, ale też otrzymujemy różne rzeczy od bliskich nam osób. To co otrzymamy staje się częścią nas i w nas żyje.

Żałoba – i od razu w myślach mamy czarne ubrania, smutną twarz… Tymczasem żałobę można przeżywać w sercu. Nie trzeba przecież chodzić na czarno w czasie żałoby?

W każdej kulturze obecne są symbole, które zostały wytworzone umownie przez członków danej społeczności, funkcjonujące od wielu pokoleń. W kulturze chrześcijańskiej (i nie tylko) – kolor czarny funkcjonuje jako kolor śmierci. Jednak np. w kulturze romskiej na pogrzeb zakłada się ubrania w kolorze czerwonym, co symbolizuje ochronę przed złymi duchami. U niektórych plemion wschodnio-europejskich na czas żałoby kobiety ubierają się wyłącznie na biało. Odstąpienie od pewnej umowy społecznej jest traktowane jako brak identyfikacji z wydarzeniem, co może się spotykać z ostracyzmem ze strony społeczeństwa. Nie ma nigdzie przymusu zakładania czarnych ubrań, lecz dana osoba naraża się wtedy na posądzenie iż nie przeżywa smutku po stracie, a śmierć osoby bliskiej traktuje lekceważąco.